Pogoda postanowiła trwać z nami i się nie załamywać, więc dzień zaczyna się dobrze. Ruszamy z Dublina nowiutką autostradą otwartą zaledwie kilka dni wcześniej. Przed nami około 250 kilometrów(w jedną stronę), przemierzym 3 prowincje (Leinster, Connacht i Munster), i 5 hrabstw (Dublin, Kildare, Offaly, Galway i Clare). Póki co to narazie mamy około 2-óch godzin jazdy autostradą, więc można przykomarzyć do czasu nim wjedziemy do hrabstwa Clare i będzie torchę czasu na podziwianie.
Tak też się dzieje, gdy tylko zjeżdżamy z autostrady naszym oczom ukazuje się to czego nie widzieliśmy w Dublinie a czego najbardziej oczekiwałem. Zachodnia część kraju ukazuje nam unikalny obszar pełen wapiennych wzgórz i pól. W koncu widzimy bagna i torfowiska wplecione w przepiękne łąki i wrzosowiska. No i te zapierające dech w piersiach mury, murki, mureczki... wygląda to niesamowicie. Tak właśnie prezentuje się płaskowyż Burren. My zmierzamy w kierunku Oceanu Atlantyckiego, tam na zachód gdzie Irlandia spotyka się z nim jest cel naszej wyprawy - Klify Moher.
Żeby było dokładnie to powiem że po dotarciu na miejsce naszym oczą ukazuje się widok formacji zbudowanej ze skał wapiennych poprzecinanych równoległymi szczelinami, powstałymi poprzez wymywanie wapienia przez wody deszczowe. Jeszcze dokładniej? Prosze bardzo. Klify te zbudowane są z wapieni i piaskowców, maja około 8 kilometrów długości, a w najwyższym miejscu osiągają wysokość 203 metrów.
Na podziwianiu wybrzeża mijają nam prawie dwie godziny i ruszamy dalej, a raczej juz spowrotem. W planie mamy jeszcze kolację w stolicy hrabstwa Galway - czyli w Galway. Miasto to znane jest z kultywowania języka, muzyki, pieśni oraz tańców irlandzkich. Ze względu na dość powszechną znajomość języka irlandzkiego (w przeciwieństwie do innych miast) zwane jest czasami Dwujęzyczną Stolicą, choć i tutaj w życiu codziennym używany jest język angielski. Galway często nazywane jest z bramą Gaeltacht i jest jedynym dużym miastem w tym rejonie. Jest późno już ale rzucamy okiem na najwspanialszy średniowieczny ratusz - zamek Lynchów, szybkie odwiedziny w restauracji i zapakowani do samochodu pędzimy zmęczeni w kierunku Dublina. Dopiero teraz pogooda postanowiła się na nas wypiąć i posypało deszczem. Ale teraz jej wolno już.