Geoblog.pl    Galant    Podróże    Egipt (2009)    Luxor
Zwiń mapę
2009
07
maj

Luxor

 
Egipt
Egipt, Luxor
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4555 km
 
Oprócz standartowego planu dnia który obraliśmy sobie (Śniadanie- Plaża- Prysznic - Obiad na mieście - Plaża - Kolacja), mielśsmy w planie odwiedzić Kair i Luxor! I tutaj ciekawostka i przestroga! Ja popełnilem duży błąd, i już teraz wiem ze powinienem odraz pierwszego dnia pozamawiać te wycieczki. W środe okazało się że jedyna możliwością jest wyjazd w czwartek do Luxoru (80€ za osobe), o Kairze nie ma mowy! I tutaj szczęście w nieszczęściu, okazało się że jedziemy prawie pustym autokarem z kilkoma parami niemieckich turystów. Więc nie było tłoku, nerwów, i gonienia grupy do autokaru! Podsumowując - 12 osób w wieku mniej więcej 30 lat każdy (no nie licząc naszego szalonego "MARKA TURYSTY" który był zakałą całej grupy), a w autokarze luz, podczas 4 godzinnej drogi każdy mógł siedzieć gdzie chciał, jak chciał i z kim chciał.
Pobudka o 4 rano, śniadanie... oczywście można było zjeść (bufet otwarty specjalnie od godziny 5 dla wycieczkowiczów), oraz zabrać ze sobą do specjalnego pojemnika kilka bułeczek na drugie śniadanko!
Sama droga bardzo mi się podobała, najpierw przeprawa przez góry, które w ogóle nie przypominały gór, tylko jakąś gigantyczną kupę kamieni które się rozpadają na ziarenka pisaku od tego piekielnego gorąca! W międzyczasie otrzymuje odpowiedz na pytanie które dręczyło mnie od pierwszego dnia pobytu na czarnym kontynencie. Dlaczego oni tak trąbią na tych ulicach? I wszystko stało się jasne. Przewodnik zdradził nam co należy zrobić i dostarczyć żeby otrzymać prawo jazdy? A mianowicie: Trzeba jakoś udowodnić że się skończyło szesnaście lat oraz dostarczyć zaświadczenie od lekrza że się jest sprawnym (jak on to ładnie określi: Zaświadczenie że się nie jest ślepym). No a potem to juz z górki, trzeba wsiąść do auta, przejechać kawałek do przodu, potem do tyłu i co najważniejsze dwa, trzy razy zartąbić - i prawko w kieszeni!!! Po tej małej dygresii wjeżdrzamy w bezkresną otchłań pustyni, poprostu piasek, piasek, piasek i jeszcze raz piasek! Zrobiło to na mnie ogrome wrażenie! Po niecałych dwóch godzinach przyszedł czas na postój. Zatrzymujemy się w "oazie", coprawda nie przypomina ona takiej oazy z palmami i żródełkiem w środku które znamy z filmów kiedy to dr. Indiana Jones uzupełniał zapasy wody w takim małym raju, ale jest i tak śliczna i interesująca! Najwieksze wrażenie robią panie które stają z osiołkiem, a na nim malutka kózka! Oczywiście kobiety te jako mieszkanki niezwykle turystycznego regionu, sterczą tam żeby przypozować do zdjęcia za 5 funtów!
Ruszamy dalej! I dalej pustynia i piasek, od czasu do czasu można dostrzec przez okno jakieś gospodarstwa prawdziwych tubylców! Po niecałej godzinie zaczynamy zauważać że zaczyna robić się zielono, coś się dzieje, coś się zmienia i to w błyskawicznym tępie. Przewodnik oznajmnia na że zbliżamy się do Nilu i że ta diametralna zmiana widoku przez okno to wlaśnie sprawka tej rzeki, która jest sercem Egiptu. Pojawiaja się budynki, ludzie, samochody - stajemy się częścią tętniącego życiem Luxoru! Wzrok przykleja się do niesamowitego widoku, rolników pracujących na polach, dzieci kąpiacych się w dorzeczach Nilu pomiędzy gnijącą padliną krów i innych zwierząt. Niesamowita zieleń, aż trudno uwierzyć że jeszcze trzydzieści minut temu nie było niczego innego tylko piasek! Mnie osobiście ciekawiło dlaczego żaden z domów nie jest skonczony, tzn. wszystkie zabudowania są w trakcie budowy, żadna "posesja" nie ma położonego dachu na ostatnim piętrze? Ale nie trwało dlugo a moja ciekawość została zaspokojona, przewodnik zdradził nam tajmnice prawa podatkowego w Egipcie! Poprostu podatek zaczyna się płacić w momęncie ukończenia budowy! Toteż nikt chyba nigdy niekończy budować swojego gniazdka!? Kilometry szybciutko lecą, a to oznacza że szybkimi krokami zbliżamy się do pierwszej dużej i istotnej stacji naszej dzisiejszej podróży - Światynia w Karnaku.
Naszym oczą ukazują się widoki które znamy tylko z telwizji. Setki razy pojiłem swój wzrok tymi widokami ogladąjac National Geographic. Ale w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej. Jest pięknie, ja odpływam, biegam robie zdjęcia, wiem ze jestem tu pierwszy i ostatni raz więc musze to wykożystać jak tylko to będzie możliwe. Słucham przewodnika jak moher wsłuchany w słowa ojca dyrektora. Zasysam więdze jak odkurzacz któremu wymieniono pojemnik na nowy, w między czasie tłumacze mojej Agnieszce o co chodzi gdyż jesteśmy w grupie z niemieckim przewodnikiem, więc mój mózg koduje wszystko w dwóch językach! Pochwili nasze zmysły sluchu uruchamiają alarm? Słyszym polską grupe! Rozkosznie wygląda widok "murzynka" opowiadającego o obeliskach w naszym pięknym polskim języku. Można by godzinami pisać o pomnikach Amona-Re, o kaplicy boga wojny Montu, o posągach Ramzesa. Wręcz chciało by się przechwalać tutaj wiedzą o kamiennej aleji sfinksów i o obeliskach które już kiedyś widziałem w Paryżu, a został on przywieziony tam właśnie z Tebów. Ale żadne słowa nie zobrazują tego co czuje człowiek gdy ogląda takie dziedzictwa światowej sztuki i historii. Dla mnie świtynie w Karnaku mimo ze minoł już jakiś czas, to bezapelacyjnie zaliczają się do tych miejsc które wspominam naprawdę z dużym entuzjazmem i napewno nie zapomnę tego dnia do końca życia.
Zafascynowani ruszamy dalej! W planie jest obiad który mamy zjeść na statku zacumowanym w porcie na Nilu, póżniej mamy przepłynąć gondolą na drugi brzeg, i stamtąd udać się do miejsca które kojarzy mi się tylko z jednym słowem - Tutanchamon. No a jak Tutanchamon to i jego klątwa. Strasznie się cieszę że bedzie mi dane zobaczyć to miejsce.
I tak też się dzieje jak było zaplanowane. Po drodze do Doliny Królów czyli najliczniejszego miejscem spoczynku wladców Egiptu odwidzamy jeszecze Kolosy Memnona i piękną Świątynia Hatszepsut w Dolinie Królowych, gdzie było nam dane stanąć w miejscu gdzie kiedyś swoje kroki stawialy takie osoby jak Nefertari. Sam ten fakt jest strasznie "podniecający".
Doliny Królów sama w sobie mnie troche rozczarowała. Upał, brak schronienia przed "piekielnym slońcem", zakaz fotografowania, oraz fakt ze tego dnia komnata Tutanchamona był zamknięta dla zwiedzających (dziennie są tylko trzy grobowce otwarte, za każdym razem inne), miał napewno duży wpływ na moje odczucia. Naturalnie jesteśmy już zmeczeni, biegamy po 40-sto stopniowym upale od kilku godzin i to ma też napewno wpływ na nasze samopoczucie. Przed nami jeszcze odwiedziny w fabryce papirusu, które okazały się jednym wielkim nieporozumieniem! Uważam ze próba opchnięcia kawałka papirusa, zmęczonym całym dniem wrażeń turystom jest przynajmniej niesmaczne i nie na miejscu.
Ale dzięki bogu to już ostatni etap naszej wycieczki i jakoś to przyżyliśmy. Wracamy i jesteśmy zmeczeni ale szczęśiwi. Czy sie podobało? Napewno tak. Wracamy bogatsi o wiele doświadczeń, i mądrzejsi o wiele wiadomosci!
Do hotelu "zacumowaliśmy" około godziny 22. Oczywiście czekał na nas specjalny suto zastawiony bufet, specjalnie wystawiony dla wycieczkowiczów. No a potem, hmmm... to już niech będzie naszą tajemnicą - co nie Kochanie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Galant
Mariusz Glensk
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 39 wpisów39 5 komentarzy5 263 zdjęcia263 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
01.09.2011 - 08.09.2011
 
 
22.12.2009 - 29.12.2009
 
 
04.07.2009 - 04.07.2009